Jak pisaliśmy poprzednio, w dobie trwającej pandemii nie zniknęły inne światowe problemy. Wprost przeciwnie – ponieważ obecnie szalejąca choroba odciąga nasz wzrok od gospodarki czy międzynarodowych konfliktów, tym gorszą sytuację zastaniemy, kiedy w końcu spojrzymy w tamtą stronę.
Zastój pracy, stagnacja rynków na całym świecie i załamanie gospodarek to wyraźny efekt epidemii. Kryzys dotyka nie tylko branży turystycznej oraz transportowej, co widać ewidentnie na przykładzie Chin oraz Japonii, ale także produkcji czy wydobycia ropy. Przypomnijmy, że w rezultacie wprowadzonej w prowincji Hubei kwarantanny niemal całkowicie ustała praca fabryk znajdujących się w okolicy Wuhan. Owszem, umożliwiło to spowolnienie rozprzestrzeniania się wirusa SARS-Cov-2, ale będzie miało fatalne skutki dla światowego obrotu towarami.
Rosyjski gambit
Tym właśnie określeniem można nazwać zagranie ministra Aleksandra Nowaka, który w trakcie wiedeńskiego posiedzenia przedstawicieli OPEC+ zadeklarował wojnę naftową, wymierzoną przede wszystkim w amerykańskich wydobywców.
Jak wskazywał Bloomberg, Arabia Saudyjska i jej sprzymierzeńcy do ostatniej chwili trwali w przeświadczeniu, że Rosja da się przekonać do zmniejszenia wydobycia i utrzymania wysokich cen ropy. Rządzący w Arabii książę Muhammad ibn Salman chciał nawet osobiście omówić decyzję ogłoszoną przez ministra Nowaka z Władymirem Putinem, ale spotkał się ze stanowczą odmową.
Jednak jak każdy gambit, ruch Federacji Rosyjskiej zostanie okupiony gigantycznymi stratami. Obecnie rubel wobec dolara amerykańskiego notuje wyraźny i bardzo szybki spadek wartości. Jednocześnie arabscy producenci ropy gwałtownie obniżyli ceny surowca dla zagranicznych odbiorców, a władze w Rijadzie zapowiedziały zwiększenie wydobycia od kwietnia do ponad 10 mln baryłek na dobę. Ceny paliw spadły w rezultacie niemal tak bardzo, jak po inwazji USA na Irak w 1991 roku. Zalew rynków tanią arabską ropą będzie mieć tragiczny skutek nie tylko dla rosyjskiej gospodarki, w którą był wymierzony, ale także dla giełd na całym świecie.
Promocja na paliwo
Skutkiem ubocznym sporu pomiędzy Rosją i Arabią Saudyjską jest niewątpliwie spadek cen paliwa dla odbiorców ostatecznych. Także na polskich stacjach benzynowych można tankować o wiele taniej niż jeszcze miesiąc temu. Taka sytuacja ma swoje plusy – zmniejszenie wydatków na paliwo pozwoli małym i średnim przedsiębiorcom zamortyzować ogromne straty, ponoszone w wyniku wywołanego pandemią kryzysu.
Oczywiście, ze względu na ścisłe powiązanie cen ropy z giełdami i kursami walut, nie można powiedzieć, że niższe rachunki przy tankowaniu będą miały dla zwykłych zjadaczy chleba wyłącznie pozytywy. Istnieje jednak duża szansa, że chwilowe obniżenie kosztów pozwoli utrzymać logistykę, transport i codzienne funkcjonowanie milionów osób na odpowiednio wysokim poziomie. Upadek wciąż będzie bolesny, ale podnoszenie się po nim zajmie mniej czasu, niż zajęłoby z dotychczasowa, wysoką ceną paliw.
Najgorsze przed nami
Nic nie wskazuje na to, żeby ogólna sytuacja miała się poprawić w ciągu najbliższych miesięcy. Szalejąca epidemia nie pozwala na bezbolesny powrót do biznesowej codzienności. Prawdopodobnie odbudowa gospodarki będzie dużo boleśniejsza niż po kryzysie z 2008 roku, spowodowanym załamaniem się rynku nieruchomości w USA.
Narastające napięcie na linii Arabia Saudyjska-Rosja-Stany Zjednoczone oraz trwająca wojna handlowa USA z Chinami dodatkowo utrudni podniesienie się światowej ekonomii ze spowodowanego pandemią Covid-19 krachu. Jeśli przewidywania ekspertów z Imperial College w Londynie okażą się słuszne, to do czasu opracowania szczepionki przeciwko SARS-Cov-2 minie 12-18 miesięcy. Trudno zatem oszacować, jak w tym czasie będą się zachowywać gospodarki, osłabione przez zamknięte granice, odpływ siły roboczej i znaczny spadek konsumpcji.
Czy za rok będziemy patrzeć na taki sam kapitalistyczny globalny rynek, jaki oglądaliśmy pod koniec 2019 roku?